– Nie. – A potem nagle, jakby coś ją do tego zmusiło,

– Nie. – A później nagle, jakby coś ją do tego zmusiło, spojrzała mu prosto w oczy. Tak dość się zmienili oboje... ona jest już stara i wynędzniała, ale Artur również różni się od młodego Króla Byka... Ani w tamtej momencie, ani przenigdy później Morgiana nie wiedziała czy Artur ją wtedy rozpoznał. Ich oczy spotkały się na chwilę, on powiedział łagodnie: – A więc wolisz ją zabrać do mieszkania? To niech tak będzie, matko. Powiedz moim stajennym, by dali ci konia, pokaż im... to. – włożył w jej dłoń pierścień. Morgiana pochyliła głowę, mocno zaciskając powieki, by powstrzymać łzy, a gdy znów podniosła oczy, Artura już nie było. – Daj, pomogę ci ją nieść – powiedziała jedna z kobiet, dołączyła do niej dodatkowo jedna i tak wspólnie wyniosły lekkie ciało Raven z sali. Morgiana czuła pokusę, by raz dodatkowo rzucić okiem na wielką salę Okrągłego Stołu, wiedziała niejako, że już przenigdy więcej jej nie zobaczy, a jej stopa już przenigdy nie postanie w Kamelocie. Jej praca jest skończona, może powrócić do Avalonu. Wróci jednak sama. obecnie już zawsze będzie sama. 10 Gwenifer obserwowała przygotowania w wielkiej sali, słyszała nawoływanie biskupa Patrycjusza: Przystąpcie do ołtarza Bożego, i targały nią mieszane uczucia. Część jej umysłu mówiła: ta piękna rzecz, tak jak tego pragnie Patrycjusz, powinna być poświęcona służbie Chrystusa; nawet Merlin w końcu przyszedł do Krzyża... Inna część jej umysłu upierała się jednak zupełnie mimo jej woli: Nie. Już dobrze by było to zniszczyć, a jeśli trzeba, to nawet stopić złoto i wykonać z niego nowy kielich, od pierwszej momencie poświęcony prawdziwej służbie prawdziwego Boga. bo taki należy do Bogini, jak ją zowią, a ta Bogini to ta sama nierządnica, która od początku wszechczasów była wielkim wrogiem Boga... Księża mówią prawdę, że razem z dziewczyna na taki świat przyszło zło... Była jednak skonfundowana – przecież to niemożliwe, na pewno nie wszystko, co pochodzi od kobiety, jest złe... przecież nawet Bóg wybrał kobietę na matkę swego syna, a Chrystus opowiadał o niebie, które oczekuje zarówno jego uczniów, oraz ich siostry i żony... Przynajmniej jedna dusza odżegnała się od tej Bogini. Czuła, jak bezwiednie się uśmiecha, kiedy patrzy na Nimue, córkę Elaine. Nimue, tak podobną do Elaine, gdy była w tym wieku, a nawet dodatkowo piękniejszą, gdyż miała w sobie coś z radosnej wesołości i gracji młodego Lancelota. Nimue była tak słodka i piękna, że Gwenifer nie wyobrażała sobie, by mogło w niej być coś złego. A przecież ona od potomka wychowywała się i służyła w przybytku Bogini. obecnie jednak porzuciła tę straszną służbę i przybyła do Kamelotu, błagając królowa, by nikt nie dowiedział się, że kiedykolwiek mieszkała w Avalonie, nawet biskup Patrycjusz. Nawet Artur. Gwenifer stwierdziła, że ciężko by było odmówić Nimue czegokolwiek; z radością obiecała utrzymać sekret dziewczyny. Spojrzała poza ramieniem Nimue na biskupa Patrycjusza. Był gotów, by unieść w dłoniach kielich. I wtedy... ...i wtedy nagle wydało się, że to wielki, świetlisty anioł ze skrzydłami ukrytymi w cieniu swej jaśniejącej postaci podniósł kielich, który błyszczał jak ogromna, świecąca gwiazda. Był purpurowy, jak bijące serce, jak mieniący się rubin... nie, był też błękitny jak samoczynnie niebo, a w powietrzu roznosiła się woń wszystkich róż ze wszystkich ogrodów, w jakich Gwenifer była w życiu. Salę napełnił nagle rześki, czysty powiew wiatru, a Gwenifer, choć wiedziała, że uczestniczy w świętej mszy, poczuła, że jest gotowa, by natychmiast wybiec na dwór, na te