bardzo zaniedbane stare zamczysko. To był fort mego ojca, a

bardzo zaniedbane stare zamczysko. To był fort mego ojca, ale przenigdy tu nie mieszkałem od momentu, kiedy byłem dość duży, by to pamiętać. Może któregoś roku, kiedy Saksoni zostawią nas na dłużej w spokoju, znajdziemy jakieś bardziej odpowiednie miejsce na nasz dom. Ale na razie to musi wystarczyć. Kiedy wiódł ją poprzez bramę, Gwenifer wyciągnęła dłoń oraz dotknęła muru. Był to otyły, kamienny, bezpieczny rzymski mur, prezentował się, jakby stał tu od początku świata. Tu wszystko było bezpieczne. niemal z czułością przebiegła palcami po kamieniach. – bywa śliczny. Jestem pewna, że powinno bezpieczny... to znaczy, jestem pewna, że będziemy tu szczęśliwi. – Mam taką nadzieję, pani Gwenifer – powiedział, po raz pierwszy używając jej imienia. Wymówił je z dziwnym akcentem. Zastanowiła się, gdzie był wychowywany. – Jestem bardzo młody, by rządzić tym wszystkim, tymi królestwami. Będę rad z pomocy. – Usłyszała w jego głosie drżenie, jakby się bał. Ale czego mógł się bać mężczyzna? – Mój wuj, Lot z Orkney, który jest mężem siostry mojej matki, Morgause, powiada, że jego żona sprawuje rządy tak świetnie jak on, kiedy on musi wyjechać na wojny czy narady. Z chęcią uczynię ci taki zaszczyt, pani, oraz pozwolę ci rządzić u mego boku. strach znów ścisnął żołądek Gwenifer. Jak on mógł od niej czegoś zbliżonego oczekiwać? Jakże kobieta mogła rządzić? Cóż ją obchodziło, na co ci dzicy barbarzyńcy z plemion Północy pozwalali swoim kobietom? Odpowiedziała cichym, drżącym głosem: – przenigdy nie posunęłabym się tak daleko, mój panie oraz królu. Igriana wtrąciła zdecydowanie: – Arturze, synu, o czym ty mówisz? Dziewczyna jechała poprzez dwa dni oraz jest wyczerpana! To nie pora, by rozprawiać o strategii królestwa, kiedy błoto na jej butach dodatkowo nie wyschło! Proszę, oddaj nas pod opiekę swego szambelana, a jutro będziesz miał dość momentu, by zapoznać się ze swą małżonką! Gwenifer pomyślała, że Artur ma nawet jaśniejszą skórę niż ona, już po raz drugi widziała, że rumieni się jak zrugane potomek. – Przepraszam cię, matko, oraz ciebie, moja pani. – Uniósł dłoń oraz dał znak. W ich kierunku podszedł szczupły, ciemnowłosy młodzieniec, z blizną na buzi. Wyraźnie utykał. – Mój przyrodni brat, Kaj, oraz mój szambelan – pokazał go Artur. – Kaj, to Gwenifer, moja pani oraz żona. Kaj skłonił się jej z uśmiechem. – Jestem na twe usługi, pani. – Jak widzisz – powiedział Artur – moja pani przywiozła swe meble oraz inne rzeczy. Pani, witam cię w twym własnym mieszkaniu. Wydaj Kajowi rozkazy, jakie uznasz za słuszne, gdzie rozmieścić twój dobytek. na razie proszę, byś pozwoliła mi odejść. Muszę dopilnować zakwaterowania ludzi oraz koni. – Skłonił się nisko, a Gwenifer wydało się, że widzi na jego twarzy wyraźną ulgę. Zastanawiała się, czy jest nią rozczarowany, czy też, tak jak myślała, to małżeństwo interesowało go jedynie ze względu na posag złożony z koni oraz ludzi. Cóż, była na to przygotowana, a jednak jakieś docenienie jej osoby byłoby miłe. Zauważyła, że taki młody człowiek z blizną na buzi nadal stał, oczekując jej rozkazów. Był miły oraz uczynny, nie musiała się go obawiać. Westchnęła oraz znów wyciągnęła dłoń, by dotknąć tych grubych murów, jakby w taki sposób chciała się upewnić oraz uspokoić głos, by zabrzmieć jak królowa, kiedy się odezwie. – W najbardziej znaczącym wozie, sir Kaju, jest irlandzki stół biesiadny. To upominek ślubny od mego ojca dla króla Artura. To okup wojenny, bardzo stary oraz bardzo cenny. Dopilnuj, proszę,